Kilka słów wstępu: Od kilku lat, od przejścia na emeryturę – szukałam, co mogę zrobić dla drugiego człowieka teraz, kiedy wreszcie mam więcej czasu. Zdecydowałam się w końcu na pomoc ludziom „jeszcze starszym” prawdopodobnie z trochę egoistycznych powodów, w ten sposób bowiem – stwierdziłam – przekonam się, na co ja sama muszę być przygotowana w przyszłości. Ale wyobrażałam sobie moją pomoc zupełnie inaczej, a mianowicie miały to być porady, pisma do sądów, do instytucji czy nawet interwencje, jeśli to konieczne. Ułożyło się zupełnie inaczej…
4 stycznia 2016
Pierwsze spotkanie. Od kilku dni byłam nerwowa i miałam obawy, czy sobie poradzę. Byłam przygotowana jednakowo na to, że ludzie będą się tłoczyć i nie będę w stanie nawet porozmawiać ze wszystkimi, jak i na to, że nie będzie nikogo. Sprawdził się ten drugi wariant… Myślę, że częściowo tak jest za przyczyną nieprzyjemnego mrozu, a częściowo -słabego pijaru. Przygotowałam ogłoszenia o spotkaniu i po świętach Bożego Narodzenia rozwieszałam, a raczej – próbowałam rozwiesić na tablicach ogłoszeniowych, ale było tak zimno, że zdjęcie rękawiczki nawet na moment było prawie niemożliwe. Przetestowałam w ten sposób warunki przyklejania ogłoszeń w różnych częściach miasta i stwierdziłam, że moje próby klejenia przy pomocy taśmy są beznadziejne…
Pani Ola (dyrektor Domu Seniora) przedstawiła mnie seniorom, opowiedziała mi też troszeczkę o nich. Na razie było ich zaledwie 12 osób. A potem ja opowiedziałam im o sobie, co robiłam w życiu i co robię obecnie. Siedzieliśmy w sali rehabilitacyjnej, gdzie obok części wydzielonej na ćwiczenia jest część wypoczynkowa z sofami i fotelami. Zauważyłam, że wszyscy słuchają co mówię, chociaż czasami niektórym opadają powieki na chwilę. Póki co nikt nie potrzebował żadnej pomocy czy porady. Postanowiłam, że następnym razem muszę przygotować sobie jakiś temat – na wypadek, gdyby nikt z zewnątrz nie zgłosił się o pomoc, która miała być moim głównym zadaniem.
1 lutego 2016
Drugie spotkanie i żadnego zainteresowanego tym, co naprawdę chciałam robić. Temat zastępczy czyli na spotkanie z seniorami DS znalazłam w Wyborczej – to było omówienie polskich warunków długowieczności. Siedem warunków, m.in. bez papierosów, bez wódki, sport itp. Próbowałam wyciągnąć od uczestników spotkania, jakie są ich doświadczenia, czy ich długowieczność potwierdza wnioski badaczy. Było bardzo ciekawie i chyba wszyscy dali się wciągnąć w dyskusję.
7 marca 2016
Kolejny raz – żadnego petenta. Ale tym razem byłam już bardziej wyrozumiała dla siebie, ponieważ przeczytałam reportaż na podobny temat w ostatnim Dużym Formacie. I co się okazuje? Do „etatowych” prawników zatrudnionych w urzędach do udzielenia bezpłatnej pomocy prawnej także prawie nikt się nie zgłasza. To jest pocieszające, ale i tak, i nie. Wygląda na to, że ludzie nie potrafią korzystać z pomocy, ale to nie znaczy, że jej nie potrzebują. Czekam cierpliwie.
No i oczywiście wykorzystałam czas na spotkanie z seniorami w DS. Opowiedziałam im o naszej noblistce Szymborskiej, przedstawiając ją jako osobę wesołą i skłonną do żartów. Przeczytałam tylko jeden poważny wiersz – „W uśpieniu” – z uwagi na jego charakter, rodzaj opowieści o zachowaniu starszego człowieka. Ale skupiłam się głównie na moskalikach, lepiejach, limerykach i podobnych krótkich utworach, chociaż i tak niektóre osoby przysypiały mimo żartobliwej formy tych utworów. Ale co ważne – część z tych osób, a może nawet większość, nigdy nie zetknęła się z poezją Szymborskiej, co najwyżej jej nazwisko przebiło się do ich świadomości jako noblistki i tyle. Ja starałam się przedstawić Szymborską jako zwyczajną osobę i to się chyba udało. Kiedy na zakończenie zapytałam, czy to spotkanie im przybliżyło naszą noblistkę – pan Stanisław, zdecydowanie najbardziej inteligentny w tym gronie seniorów, powiedział, że teraz zmienia zdanie o jej poezji – na lepsze oczywiście. Takie jedno zdanie podnosi człowieka na duchu i pokazuje, że warto się spotykać.
Pani Ola, szefowa DS, też była zadowolona. Aż mnie przytuliła po spotkaniu! To było bardzo miłe. Wracałam do domu wzdłuż jeziora, świeciło słońce; czułam się naładowana energią do dalszej pracy. Nawet już znalazłam następny temat.
4 kwietnia 2016
W ostatniej chwili zdecydowałam się na zmianę tematu i wybrałam dopiero co przerobionego na Dyskusyjnym Klubie Książki „Polskiego hydraulika i inne opowieści ze Szwecji” Macieja Zaremby. A to dlatego, że bardzo ciekawy wydał mi się temat opieki społecznej w Szwecji, a szczególności temat braku empatii tamtejszych opiekunek, wynikający po prostu z tego, że właśnie barku empatii oczekiwano od osób zatrudnianych w opiece społecznej. A więc opiekunkom nie wolno się z nikim zaprzyjaźniać, nie wolno okazywać rzeczywistej sympatii czyli kogoś lubić bardziej, a kogoś może mniej – ma być „po równo”. Na spotkaniu opowiedziałam seniorom reportaż zatytułowany „Niemiłosierny samarytanin”, jaskrawo pokazujący stosunki w opiece społecznej i następstwa ewentualnego niepodporządkowania się „systemowi”. Tym razem słuchaczkami były same panie i myślę, że były zaskoczone tym, co im opowiedziałam. Na zakończenie opowiedziałyśmy sobie, jak to wygląda w naszym kraju, jakie panie-seniorki mają doświadczenia w tym zakresie. Wygląda na to, że u nas każda opiekunka obowiązkowo musi wypić kawę z osobą „zaopiekowaną” i jest to najważniejszy punkt na spotkaniach.
7 kwietna 2016
To było spotkanie wyjątkowe, z udziałem naszej uniwersyteckiej grupy śpiewającej Olibabki. Poprosiłam o to spotkanie Olę, szefową zespołu, umówiłyśmy termin i temat: piosenki przedwojenne. Olibabki przyszły w pięknych wizytowych granatowych sukienkach, mąż Oli przetransportował jej pianino Yamaha i – było fantastycznie! Nasi seniorzy podśpiewywali razem z zespołem refreny, a przy „Szła dzieweczka” już było kółeczko i tańce. Wzruszenie seniorów, ale i pań z zespołu, było nie do ukrycia.
To było naprawdę wspaniałe spotkanie! Nawet ja zaryzykowałam zagranie jakiejś piosenki tam na pianinie, czego się nikt nie spodziewał… Potem przy kawie i ciasteczkach była wspólna rozmowa i znaleźliśmy naprawdę wiele wspólnych tematów.
9 maja 2016
Wyjątkowo – majowe spotkanie przypadło na drugi poniedziałek, a że maj kojarzymy między innymi z konstytucją postanowiłam, że i porozmawiamy o konstytucji. Tym bardziej, że jest to ostatnio bardzo aktualny temat w naszym kraju z powodów politycznych. W spotkaniu uczestniczyły same panie, a jest ich w Domu Seniora coraz więcej. Zaczęłam od pytania, czy w ogóle kiedyś przeczytały naszą polską konstytucję, zachęcając je swoją osobistą deklaracją, że tak naprawdę nigdy to nie nastąpiło w ten sposób, że siadam i czytam, bo nie da się konstytucji przeczytać tak, jak powieść. Panie przyznały, że nie czytały konstytucji nigdy, ale szybko wyczułam, że po prostu nikt dotychczas im nie zaproponował takiej merytorycznej pogadanki na ten temat. Więc rozmawiałyśmy, najpierw o obowiązkach obywatelskich, potem o prawach, na koniec trochę o sądach, trybunale konstytucyjnym, rzecznikach praw. Wszystkie panie słuchały z zainteresowaniem. Starałam się używać prostych słów i prostych przykładów i to działało – było skupienie i zrozumienie. Nawet nie zorientowałam się, kiedy minęło półtorej godziny! I jestem przekonana, że już te moje słuchaczki nie dadzą się zapędzić w „kozi róg”…
Pani Ola (dyrektor Domu Seniora) mówi, że mam dar rozmawiania wciągający rozmówców. Faktycznie, czuję, że nawet trudne tematy udaje mi się przedstawiać językiem ludzkim, ale wydaje mi się, że to wynika wyłącznie z tego, że mówię to, co sama rozumiem i mówię to szczerze. W każdym razie wyszłam po spotkaniu naprawdę zadowolona, chociaż charakter moich spotkań jest zupełnie inny od zakładanego na początku. Nie spodziewałam się, ile sama będę „dostawać” dzięki tym spotkaniom, ale to właśnie mnie przekonuje, że kierunek jest dobry.
6 czerwca 2016
Na dworze panuje już właściwie lato, dlatego zdecydowałam, że letnie spotkania będą „bardziej rozrywkowe”. Ale nie tak do końca, bo korzystając z wiedzy ze spotkań z panią Małgorzatą Modrak, gerontologiem, i z jej ostatnio wydanych książek – postanowiłam na tym czerwcowym spotkaniu z seniorami przetestować zbiorowo porady dotyczące ulepszania pamięci. Zbiorowo, na głos, bez żadnych kartek – bo tylko w taki sposób można sprowokować do współpracy wszystkich mieszkańców DS., chociaż zalecenia pani Modrak dotyczą w zasadzie pracy indywidualnej z seniorami.
Zaczęliśmy od wymieniania ostatnich prezydentów Rzeczpospolitej, polskich przywódców religijnych i wreszcie aktorów polskich – panie seniorki radziły sobie świetnie, bez najmniejszych kłopotów pamiętały nazwiska. W następnej części naszej zabawy – a jednocześnie ćwiczeń pamięci – zajęliśmy się piosenkami, od dzieciństwa, poprzez piosenki popularne, do kolęd. Ta część sprawiła chyba paniom najwięcej przyjemności. I nawet jedna z pań zaśpiewała ze mną po francusku o panu Janie! Potem przypominałyśmy sobie alfabet: po kolei każda seniorka musiała wymienić kolejną literkę i dałyśmy radę, chociaż niektóre panie, mniej cierpliwe, podpowiadały koleżankom. Zupełnie jak w szkole! A później, na bazie alfabetu, przypominałyśmy sobie zawody i inne nazwy.
Z przyjemnością spędziłam ten czas, widząc jak wszystkie panie skoncentrowane były na udziale w zabawie. W ten sposób także sprawdziłam, że praca zbiorowa w ulepszaniu pamięci seniorów ma sens i nie wprowadza kompleksów, które mogłyby powstać w czasie pracy indywidualnej, bo tu zaraz wszyscy podpowiadają i nie zauważa się, że komuś jest trudniej. A dzięki temu nawet osoba o trochę słabszej pamięci cały czas uczestniczy w ćwiczeniach.
7 lipca 2016
Kiedy przeczytałam w Wyborczej o obiadach fundowanych seniorom w Poznaniu przez restauracje – dla seniora i towarzyszącej mu wolontariuszki, pomyślałam, że to bardzo miła akcja. Co prawda Poznań to miasto z tak dużą ilością restauracji, że zafundowanie jednego obiadu w roku nie stanowi problemu, ale przecież w tej akcji najbardziej chodziło o to, aby seniora, który czasami w dojrzałym wieku w ogóle nie był w restauracji – wyciągnąć z domu i pokazać mu dzisiejszy świat, dać możliwość przeżycia chwili jednak niecodziennej. I od razu pomyślałam, że w Złotowie to się nie mogłoby udać.
Ale – gdyby to zrobić tak bardziej „po złotowsku”? Seniorzy w naszym Domu Seniora otrzymują obiady, więc może po prostu ktoś zaprosiłby wszystkich na lody po obiedzie? Restauracja „Promenada” jest parę kroków od Domu Seniora, więc byłoby miło, gdyby można było tam zaprosić seniorów, posiedzieć na tarasie z widokiem na jezioro i zjeść loda. Podeszłam więc do restauracji, chwila rozmowy i bez problemu uzyskałam stosowne zaproszenie od właścicielki. Pozostało jeszcze domówić termin. Pogoda zaczęła się trochę psuć i w końcu umówiłam się na 7 lipca z nadzieją, że będzie to wreszcie ciepły dzień.
Pierwsze moje zaskoczenie: jak niełatwo jest przejść naszym starszym seniorom odcinek drogi między Domem Seniora a restauracją „Promenada”. To zaledwie 150 metrów i dla zdrowych nóg to żaden problem. Ale nasza grupa to wózek inwalidzki, kilka wózków typu balkoniki i kilka osób o kulach, a droga – poczynając od schodów wejściowych do Domu Seniora, poprzez podwórze przy plebanii bez gładkiego chodnika i dalej, chociaż już bardziej gładko, to coraz bardziej „z górki” – to nie była łatwa przeprawa. Dotychczas spędzałam czas z seniorami w pozycji siedzącej, na kanapkach lub przy stole, więc nie zauważałam większych problemów z poruszaniem się i dopiero teraz naprawdę otworzyły mi się oczy… Ale w końcu wszyscy łatwiej lub trudniej dostaliśmy na taras przy restauracji. I tu też były problemy, bo co prawda deszcz tego dnia nie padał, ale wiatr był na tyle silny, że nawet parasol na tarasie był zamknięty, a niektóre panie narzekały, że jest im zimno. Nie wiedziałam, że restauracja posiada koce do otulenia się, bo poprosiłabym o nie, ale zauważyłam je dopiero następnego dnia … Z rozniesieniem lodów też mieliśmy mały kłopot, bo wszystkie kelnerki były bardzo zajęte – w restauracji w środku było pełno
gości, a część miejsc była zarezerwowana, więc lada chwila spodziewali się następnych, kelnerki miały więc urwanie głowy. Jednak każdy otrzymał swojego loda i można było trochę porozmawiać. Miałam w planie rozmowę o starym Złotowie, nawet wzięłam kilka książek, ale ta rozmowa nie udała się, bo siedzieliśmy dość rozproszeni i trochę chowaliśmy się przed wiatrem. Trudno, to będzie temat na następne spotkanie. Na końcu wręczyłyśmy kelnerce kartkę z podziękowaniem dla właścicieli przygotowaną przez panie seniorki na to spotkanie.
Powrót był trochę łatwiejszy, ponieważ nie wracaliśmy już do Domu Seniora, tylko trzeba było podejść „pod górkę” parę metrów, do samochodu, który rozwozi seniorów do ich domów.
Trochę byłam rozczarowana, że nie wyszło to tak sympatycznie, jak to sobie zaplanowałam, ale następnym razem będzie lepiej…
5 września 2016
Lato minęło, ale pogoda ciągle letnia. Od dwóch tygodni zastanawiałam się, jakie tematy powinnam zaproponować na najbliższe spotkania. W miesiącach z dniami świątecznymi tematy wyznaczają właśnie święta, ale co zaproponować w miesiące „bezświąteczne”? A zależało mi na tym, aby były to tematy po pierwsze interesujące dla starszych seniorów, po drugie – aby seniorów nie zanudzić i po trzecie wreszcie – abym i ja miała satysfakcję z poznawania nowego tematu. I wymyśliłam, że świetnym tematem będą emerytury: ich historia na świecie i w Polsce, obecne zasady na świecie, gdzie jest najlepiej, a gdzie najgorzej, jakie są rozpiętości. Upewniłam się jeszcze telefonicznie u pani Oli, czy temat może chwycić i zaczęłam szukać… Było to dla mnie naprawdę świetne doświadczenie, bo jest to temat zupełnie obcy temu, co robiłam przez całe życie, ale ten wspaniały wynalazek: Internet, pozwolił mi znaleźć potrzebne informacje. Temat zresztą okazał się tak obszerny, że już na etapie opracowania wiedziałam, że jedno spotkanie to będzie za mało. Ponadto – dawkowanie wiedzy moim starszym słuchaczom też musi być wyważone. Okazało się, że temat zaciekawił nie tylko seniorów, ale i ich opiekunów. Bo tak naprawdę, to nasze pokolenie nie interesowało się przyszłością (mam na myśli finansowanie swojej starości): cała odpowiedzialność za emerytury skupiała się na rządzących i wszyscy byliśmy pewni, że emerytura się nam należy i każdy (pracujący) ją otrzyma. Nawet zbieranie dokumentów do uzyskania emerytury nas wkurzało, bo przecież skoro potrącano nam składki, to ZUS powinien wszystko wiedzieć bez dodatkowej informacji. A przecież powinno być tak, że tę wiedzę powinno się zdobyć już w szkole, a potem – obowiązkowo podejmując pierwszą pracę – powinno się nowemu pracownikowi wpajać wielokrotnie, że jego przyszłość zależy jego od pracy…
Na początek skupiłam się na historii emerytur, od kiedy i kto pierwszy: od Bismarcka do naszego ZUS-u. Na bieżąco pytałam moich słuchaczy, co myślą o emeryturze solidarnościowej, a co – o emeryturze równej dla wszystkich. Czułam, że temat spodobał się, więc będziemy kontynuować.
3 października 2016
I kontynuowaliśmy. Zaczęłam od TOP-listy „najlepszych systemów emerytalnych na świecie” opracowywanej co roku przez biuro badawcze Mercer. Okazuje się, że na pierwszym miejscu zmieniają się dwa państwa: Dania i Holandia. A ich systemy emerytalne oparte są na emeryturze państwowej, należnej każdemu obywatelowi, który „przemieszkał”- a nie „przepracował” – w danym państwie 40 lub 50 lat i spełnił różne określone warunki. I w zasadzie podobnie jest w pozostałych państwach tej „dziesiątki” z wyjątkiem Chile i Singapuru. Ta państwowa emerytura jest w zasadzie emeryturą starczającą tylko na przeżycie, ale moim zdaniem rozwiązuje problem bezdomności z powodów finansowych i inne podobne problemy ludzi starych. Oczywiście oprócz tego są emerytury z drugiego i trzeciego filaru, wynikające ze składek własnych i pracodawców, co w konsekwencji powoduje, że średnia wartość emerytury zachodnioeuropejskiej znacznie odbiega od średniej emerytury w Polsce, ale jest to następstwem faktu, że średnie wynagrodzenia w tych państwach są znacznie wyższe od naszych. Z zebranych przeze mnie informacji największe przebicie do naszej średniej emerytury miał Luksemburg, bo aż 6,7 razy! I dalej Szwecja i Niemcy – przebicie ponad 5 razy, Austria, Dania – ponad 4 razy. I nawet w Grecji – 3 razy! Okazuje się jednak, że sama wartość emerytury to jeszcze nie wszystko, aby żyło się przyjemnie; jeszcze trzeba wziąć pod uwagę koszty utrzymania, warunki sprzyjające emerytom np. ceny biletów, leków, koszty nieruchomości – a jeśli chodzi o warunki klimatyczne, także sprzyjająca pogodę. I wtedy okazuje się, że najprzyjemniej (i tanio) można spędzić czas na emeryturze w Ekwadorze, Panamie i Meksyku! A ponieważ to dla nas za daleko, to może chociaż w Hiszpanii lub na Malcie? Stwierdziliśmy, że my się tam już nie wybierzemy, bo jednak nas na to nie stać.
Rozmawialiśmy też o wieku emerytalnym, który w większości państw europejskich już jest lub w ciągu najbliższych lat osiągnie 67 lat. I rozmawialiśmy o wysokości emerytur w Polsce, o ich zróżnicowaniu i różnych przywilejach. Takich na przykład, że średni wiek emeryta z ZUS to 59 lat, a emeryta uprzywilejowanego – 49 lat.
I na koniec jeszcze raz zwróciłam uwagę, jak ważne jest zrozumienie istoty emerytur dla obecnych pokoleń pracujących i przyszłych pokoleń – naszych wnuków, biorąc pod uwagę, że po 2050 roku na 1 emeryta pracować będzie 1,7- 1,8 osoby (dzisiaj 4,2). Jak ważne jest oszczędzanie, z którym są problemy nie tylko u nas – cala Europa nie bardzo chce w okresie pracy odkładać na emeryturę, a to wskazuje, że musi czuwać nad tym państwo przez nauczanie oszczędzania i zachęty podatkowe. I wreszcie, jak ważne jest, aby obecny emeryt idąc głosować myślał nie tylko o sobie, ale i o następnych pokoleniach.
Na pewno uświadamianie emerytów w obecnym momencie ich życia jest trochę spóźnione, ale ja czuję, jak mnie słuchają w czasie naszych spotkań, a jednocześnie – nie przeszkadza mi, że czasami ktoś się na chwilę zdrzemnie w czasie mojego „gadania”. I czuję, że poważne tematy pozwalają moim seniorom poczuć się dowartościowanymi.
Następne spotkanie – w listopadzie, więc będzie trochę o pewnych praktycznych sprawach do załatwienia, niekoniecznie duchowych…
7 listopada 2016
Listopad – miesiąc wspominania tych, którzy odeszli. I refleksji nad nieuchronnością śmierci, co nas – seniorów – jednak trochę przeraża. Listopadowe spotkanie miało na celu przypomnieć seniorom, że warto uporządkować swoje sprawy przed tym nieuchronnym wydarzeniem, a „śmierci nie należy się bać, bo inaczej ten strach nas właśnie zabije” – jak mówił ksiądz Kaczkowski.
My, seniorzy, przez lata naszego życia gromadzimy w naszych mieszkaniach, szafach, szufladach często niesamowite ilości papierów, pamiątek, ubrań, bielizny – i kiedy odchodzimy, zostawiając ten „majątek” – nasi bliscy, nawet jeśli na początku mają szczery zamiar to posegregować i uporządkować, w końcu poddają się i wszystko ląduje w workach na śmieci. Aby tego uniknąć, starałam się namówić moich słuchaczy, aby sami uporządkowali swoje przedmioty, i także – swoje sprawy. W ten sposób mile zaskoczą swoją rodzinę i to dodatkowo wzmocni pamięć o nas, kiedy odejdziemy.
Największym zainteresowaniem cieszyły się fragmenty naszego spotkania, kiedy mówiłam o prawie spadkowym i związanych z nim podatkami, o pułapkach, które czekają na spadkobierców, jeśli sami nie załatwimy naszych spraw do końca. W końcu moi słuchacze stwierdzili, że najlepiej nie mieć żadnego majątku – wtedy nie ma też żadnych kłopotów spadkowych. Można powiedzieć, że to racja, ale – czyż nie przyjemniej, jeśli tak zadbamy o swoje sprawy, że nasze dzieci odziedziczą po nas także jakieś wartości materialne? Oczywiście oprócz wartości etycznych, moralnych – tylko, że te przekazujemy naszym dzieciom w pierwszej dekadzie ich życia.
I na zakończenie, aby nie było zbyt smutno, opowiedziałam o zwyczaju Koreańczyków, zawierającym się w powiedzeniu: „Napisz testament, podaj rękę wrogowi, a przede wszystkim przygotuj swój portret”. Mnie to przekonało; swój portret przygotuję w najbliższym czasie. Wtedy będę miała pewność, jak mnie zapamiętają przynajmniej powierzchownie. A jak zapamiętają w ogóle? No, na to pracuje się całe życie.
4 grudnia 2016
Grudniowe spotkanie narzuca swoją formę podobnie jak listopadowe: w listopadzie pamięć o zmarłych, w grudniu – święta Bożego Narodzenia. Przypomniałam moim słuchaczom – seniorom wszystkie symbole tego ważnego święta chrześcijańskiego, ale zwróciłam też uwagę na pochodzenie tych symboli niekoniecznie wywodzące się z religii chrześcijańskiej. Chociażby data obchodzenia świąt, która ostatecznie przypadła na 25 grudnia, a wynika z dawnej pogańskiej tradycji obchodzenia przesilenia zimowego, kiedy to uważano, że słońce, najważniejszy element życia, rodzi się na nowo. Kiedy już omówiliśmy wszystkie polskie symbole wigilijne, udało mi się wyciągnąć z moich seniorów kilka informacji o potrawach na ich stołach wigilijnych, a także o prezentach zapamiętanych z dzieciństwa – i tu chyba najbardziej oczekiwanym prezentem okazały się sanki. Czy dzisiaj sanki też są najważniejszym prezentem? Wątpię, bo dzisiaj nawet zimy są zupełnie inne niż wiele lat temu, w naszej młodości, i czasami przez całą zimę nie uświadczy się śniegu w ilości wystarczającej do jazdy na sankach. A moje dzieciństwo przypadło na czasy, kiedy śniegu była zawsze w bród, a miejska górka do zjeżdżania na sankach była po drugiej stronie mojej ulicy, naprzeciw mojego domu. Zazdrościły mi tego wszystkie dzieciaki…
Ale przecież są miejsca na świecie, gdzie w ogóle nie ma śniegu na święta i w związku z tym tradycje świąteczne są zupełnie inne. Opowiedziałam także o tym na naszym spotkaniu grudniowym, a także o różnych zwyczajach w różnych krajach bliskich i dalekich.
Moi słuchacze, zapytani czy spędzą święta ze swoją rodziną, odpowiedzieli twierdząco, i tego życzę wszystkim Seniorom!
29 grudnia 2016
I jeszcze jedno grudniowe spotkanie. Ale przedtem, przed samymi świętami, odwiedziły mnie w domu panie Ola i Maria z przepięknym świątecznym upominkiem od Seniorów. Oto on:
Jeszcze raz – bardzo dziękuję!
A w poświąteczny czwartek – spotkanie kolędowe. Spotkanie uświetnione udziałem Olibabek z Uniwersytetu Trzeciego Wieku i pączkami zasponsorowanymi przez Cukiernię państwa Lewandowskich.
Najpierw Olibabki zaśpiewały kilka pieśni świątecznych i kolęd, nagrodzonych hucznymi oklaskami:
A później – wspólnie śpiewaliśmy kolędy, wyczerpując cały znany nam repertuar.
To było miłe, ciepłe poświąteczne spotkanie, a pączki od państwa Lewandowskich dodatkowo je osłodziły.
Bardzo dziękuję i Olibabkom, i właścicielom cukierni za umilenie naszym Wigorowym Seniorom tego poświątecznego przedpołudnia.
20 lutego 2017
Tym razem moje spotkanie opóźniło się trochę – dopadła mnie grypa i trzymała, trzymała ponad miesiąc…
Zgodnie z zapowiedzią – spotkanie miało charakter zabawowy, bo ciągle jeszcze mamy karnawał. Nie były to jednak zabawy ruchowe, ale umysłowe, skojarzeniowe. Zaczęliśmy od szukania wyrazów z samogłoskami „o’ i „a”, czyli koza, woda i tak dalej. Niektórym z seniorów zabawa ta nie sprawia najmniejszego kłopotu, ale są i tacy, którzy mimo podpowiedzi mają kłopot ze znalezieniem odpowiedniego słowa. Ale – spróbowali wszyscy. Potem kolejne skojarzenia: od słowa „kawa” poprzez „kiełbasa” doszliśmy do „chrzanu”. I nawet dość trudną zagadkę kryminalną jedna z pań rozwiązała!
W czasie spotkania był mały chaos, bo oprócz ćwiczeń rehabilitacyjnych część seniorów zabrano na spacer, część przygotowywała kapelusze na kolejną zabawę, więc trochę trudno było o skupienie. Porozmawialiśmy jeszcze o zabawach z naszego dzieciństwa, odbywających się na ogół na podwórkach, takich jak zabawa ze skakanką, piłką odbijaną o ścianę (tzw. czterdziestki), Niebo – Piekło przy użyciu pudełka po paście do butów, itp. Jedna z pań przypomniała też o ciuciubabce. Zgodnie stwierdziliśmy, że dzisiejsze dzieciaki siedzące przed komputerami i telewizorami pojęcia nie mają o takich zabawach.
23 lutego 2017
Na to spotkanie zostałam zaproszona przez panią Olę, a było spotkanie karnawałowe połączone z tłustym czwartkiem i nie tylko, bo był także piękny tort! I było mnóstwo gości, poczynając od burmistrza i wiceburmistrza Złotowa, poprzez Amazonki i inne współpracujące stowarzyszenia, a także goście z MOPS-u. To było spotkanie przygotowane przez samych seniorów, z pomocą pań pracujących w Wigorze. A więc – było to odśpiewanie trzech piosenek, które na szczęście pamiętałam ze swojej młodości, więc pomagałam śpiewać co sił. Najpierw „Wiła wianki”, potem, co było potem? Zapomniałam – już też z pamięcią nienajlepiej…Na koniec „Que sera, sera”. Tak, to było wspaniałe – niektórzy mieli w tym występie nawet solówki. I pan Andrzej – przeczytał wiersz ułożony dla żony. No, właśnie – byli też członkowie rodzin seniorów, i sam szef fundacji prowadzącej dom dla seniorów, i jeszcze młodzież współpracująca. Było też kilka przemówień. Wszyscy byli udekorowani kotylionami i kapeluszami. Na wyjściu jeszcze goście zostali obdarowani ciasteczkiem i wierszykiem „na wynos”.
Życie seniorów dzięki takim spotkaniom nabiera specjalnego blasku. Nie wszyscy z nich integrują się w taki sam sposób – niektórzy tak jakby byli już w trochę w swoim odrębnym świecie, ale większość czuje się tam wyśmienicie – to widać, i czuć.
c.d.n. Krystyna Senior